W pracowni kostiumu damskiego zatrudnione są: Weronika Dzikowska i Monika Matuska. Pracownią krawiecką męską kieruje Sławomir Krokwa, pracuje tam także Anna Sucharska.
Rozmowa z Weroniką Dzikowską
i Sławomirem Krokwą, krawcami
Jak długo pani pracuje tu w teatrze?
Weronika Dzikowska: 39 lat.
To imponujący staż. Na jakiego typu maszynach tu się pracuje?
W.D.: Na maszynach typu lekkiego, nawet nie ciężkich. Ciężkie są w pracowni męskiej, do grubszych rzeczy.
Jak pani trafiła do teatru?
W.D.: Akurat była taka potrzeba i przyszłam, zostałam przyjęta.
A gdzie uczyła się pani szyć?
W.D.: W szkole krawieckiej, takiej zwyczajnej, krawiectwa teatralnego nie uczą. Krawiectwa teatralnego nauczyłam się w teatrze. Często dochodzimy, oczywiście ze scenografem, do konkretnych rozwiązań, choć czasem są takie projekty, że nie wiadomo od czego zacząć.
A od momentu otrzymania projektu, ile czasu zajmuje uczycie wszystkich kostiumów?
W.D.: To zależy od tego jaki projekt, ile jest potrzebnych kostiumów. Ile dostaniemy czasu, czasem jest go bardzo mało i trzeba się sprężać godzinami popołudniowymi.
Mam takie pytanie właśnie o żywotność tych strojów – czy korzysta się z magazynów, by dać kostiumowi drugie życie?
W.D.: Tak, magazyn jest.
A taki porządnie uszyty kostium, ile może służyć?
W.D.: Oj ,bardzo długo. Były takie kostiumy od początku teatru.
Sławomir Krokwa: Jest też wypożyczalnia. Prywaciarze wypożyczają, ludzie wypożyczają i na tym zarabiamy pieniądze. Za wypożyczenie bierzemy ok. 30 – 40 zł za dobę. Kiedy sztuki są już zgrane, kostiumy idą do magazynu i jest robiona wypożyczalnia. A jak nie ma pieniędzy na nowe, to przerabiamy z magazynu. Dokrawamy, doszywamy jakieś taśmy i jest. Ale lepiej jest uszyć cały kostium, niż przerabiać. Zajmuje to mniej czasu.
A pan jak długo pracuje?
S.K: Oj, proszę pani, długo. W styczniu będzie 45 lat. Prawie od początku, dwa lata jak teatr się zawiązał, to tu się pojawiłem.
A jakie kostiumy pan najbardziej lubi szyć?
Najbardziej to bajki. Ze scenografem, panem Fischerem. Idealnie robi, podpowiada, ma ciekawe pomysły, dodaje kolorowe tasiemki, guziczki…
A jak wyglądała sytuacja z kostiumami, kiedy nic nie było? Bo skoro jest pan tu tyle lat, to pamięta pan pewnie lata 80.?
S.K.: I 90. Tak, było ciężko, ale myśmy tu robili. Część rzeczy kupowaliśmy z innych teatrów, praktycznie gotowe sztuki. Większość rzeczy jednak sami robiliśmy, bo w pracowniach było więcej ludzi. Teraz damska ma dwie osoby i męska dwie.
W.D.: Ale właśnie tkanin było więcej. W Płocku mieliśmy o wiele więcej sklepów z tkaninami, niż teraz.
Jakie państwo pamiętają najtrudniejsze wyzwanie dla tej pracowni?
S.K.: Pani scenograf Terlikowska robiła „Mieszczanina szlachcicem”. Już nie pamiętam, czy była z Worcławia, czy Wałbrzycha. W każdym razie wymagająca strasznie!
W.D.: Ale do „Mazepy” też… ciężkie kostiumy z juty.
S.K.: A to co mam na sobie, to jest drelich, to jest twarde i sztywne, jak kostiumy robocze.
A jak wygląda sprawa z butami? Macie pracownię szewską, czy magazyn?
S.K.: Jest magazyn z butami.
A aktorzy chętnie przyjmują starsze buty, czy mają opory?
S.K.: Chętnie, nie marudzą. Część butów, jak do bajek, to musimy kupować, albo i szyjemy.
W.D.: Do „Śnieżki” szyłyśmy buty krasnoludkom.
Czy to były jakieś specjalne buty?
W.D.: Tak, takie wysokie i miękkie, jak to dla krasnala. Według projektu scenografa.
S.K.: Mam nawet czapkę z bajki, mogę przynieść (śmiech)
W.D.: Czapki, nakrycia głowy – to też robimy. Oczywiście takie bardziej skomplikowane kapelusze to już musi modystka.
S.K.: Widzi pani, my tu działamy!
Taka czapka długo może służyć?
W.D.: No nie za bardzo… to jest akurat z „Kopciuszka”. Jak jest setne przedstawienie danej bajki, to już należy jakąś renowację zrobić.
A aktorzy są łatwi we współpracy?
W.D.: Tak, nie sprawiają problemów.
S.K.: Jedna ostatnio zachorowała i cały tydzień przerabiamy, poprawiamy kostium do bajki, bo weszła dublura.