Producentka

Z Zuzanną Miladinović , Producentką  w Teatrze Syrena rozmawia Monika Sidor.

 

 

M: Kiedy zaczęła się Twoja praca w teatrze?

Zuzanna: Zaczęłam w roku 2015 w Teatrze Narodowym.

M: Na jakim stanowisku?

Zuzanna: Zajmowałam się koordynacją festiwalu. 

M: A pierwsza praca jako producent?

Zuzanna: Właśnie w Teatrze Syrena. Na początku przez wiele lat zajmowałam się impresariatem, a od 2019 roku produkcją.

M: Jak wygląda Twój proces planowania pracy?

Zuzanna: Początek pracy polega na wyborze realizatorów, bo reżyserów wybiera dyrekcja, oni się z nimi umawiają i to oni wybierają sobie realizatorów. Potem my się z nimi spotykamy i ustalamy czego potrzebują, jakie są terminy ich pracy, prób, kiedy ma nastąpić premiera. Od tego zaczynamy. 

M: Jakie było Twoje największe wyzwanie w roli producenta?

Zuzanna: Każda premiera jest dla mnie wyzwaniem, bo każda jest inna od poprzedniej. I nawet jeśli wydaje się, że ta będzie prosta wynikają nieprzewidziane problemy. W zeszłym sezonie mieliśmy spektakl “Matylda”, w którym grało 19 dzieci
i było to duże wyzwanie organizacyjne, a na końcu okazało się, że nie było tak strasznie, dzieciaki były naprawdę profesjonalne na scenie.

M: Czy ciężko Ci się pracuje jako producent w teatrze, który nie posiada własnej pracowni? 

Zuzanna: Tak, to  jest bardzo duże wyzwanie, ponieważ musimy często zamawiać rzeczy z pracowni zewnętrznych, od rekwizytorów, modelatorów itd.  i kiedy okazuje się, że reżyser wymyśla jakiś rekwizyt, nie możemy zrobić go z dnia na dzień. To jest bardzo duży kłopot i musimy mieć zaznajomionych rzemieślników, którzy zrobią coś dla nas praktycznie na już. Brak modelatorni powoduje, że zdarza się robienie rekwizytów przez produccenta. Sama robiłam jakieś rekwizyty do np “Kapitana Żbika”, gdzie kleiłam książki i byłam bardzo dumna z siebie, że się nie rozpadły. Teraz szukam kogoś, kto będzie ręcznie kryształkował ręcznie buty do “Six”, bo sama odmówiłam przyklejania 4mm kryształków. Ale kto wie, może będę je doklejać jak zaczną odpadać.

M: Czy ciężko pracować w teatrze, który bazuje na licencjach? Jaką macie dowolność? Robicie wszystko według licencji, czy jednak pozwalacie sobie na elastyczność?

Zuzanna: Myślę, że praca nad spektaklami licencyjnymi jest prostsza, niż nad tymi autorskimi, bo po pierwsze dużo wcześniej wiemy co będziemy robić, bo po licencję musimy wystąpić z dużym wyprzedzeniem. Potem robimy casting i to jest pewna trudność, bo czasami zdarza się, że autor czy nadawca licencji musi zaakceptować aktorów, co zajmuje dużo więcej czasu. Ale dzięki temu, że dany musical gdzieś już kiedyś powstał, jesteśmy w stanie zobaczyć jak to wyglądało. To ułatwia pracę producenta, bo wiemy jaki jest efekt końcowy. Przy musicalach autorskich nie mamy tej możliwości, a dodatkowo pojawiają się niespodziewane sceny dodatkowe, rekwizyty, elementy dekoracji, których wcześniej nie przewidzieliśmy. 

M: Czyli ciężej pracować przy spektaklach autorskich, tak? Bo zawsze może coś się pojawić dodatkowego, tak? A taka najcięższa sytuacja jaka Ci się przytrafiła?

Zuzanna: Dodam jeszcze, że przy autorskich scenariuszach częściej się one zmieniają. Gdy mamy licencję, scenariusz jest już na pierwszej próbie i wiemy, że on taki musi być. Przy autorskim musicalu twórca może nawet w połowie prób zmienić swoją koncepcję. 

M: Czy jako producent koordynujesz pracę pomiędzy scenografami a techniką,
a jeśli tak, to w jaki sposób?

Zuzanna: Wszystko zależy z jakim scenografem pracuję. Są tacy, do których pracy nie musimy się wtrącać, sami wiedzą czego chcą i sprawdzają swoich podwykonawców, ale w trakcie produkcji muszę patrzeć jakie są początki pracy, jak wygląda scenografia. Zwracam również uwagę na przepisy bezpieczeństwa, co
w ogóle jest dla nas bardzo istotne.

M: Czy to Ty decydujesz co do wyboru podwykonawcy, czy producenci przychodzą już ze swoją wybraną firmą?

Zuzanna: Część ma swoich podwykonawców, natomiast my jako instytucja publiczna musimy zrobić zapytanie ofertowe, żeby wyłonić najtańszą firmę. Wysyłamy zapytanie do kilku podwykonawców i niestety najczęściej musimy wybrać ofertę najtańszą. Mamy jednak podwykonawców, którzy współpracują z nami na stałe
i mamy pewność, że nie zrobią czegoś dziwnego, nieodpowiedniego na scenę.

M: Wiem, że macie dwie sceny. Czy praca na scenach od siebie oddalonych powoduje jakieś problemy logistyczne?  

Zuzanna: Oczywiście problemem jest transport dekoracji, ale mamy to rozwiązane tak, że np na tej scenie, na której graliśmy w zeszłym sezonie gramy tylko jeden tytuł, co ułatwia proces logistyczny. Po prostu zawozimy tak dekoracje i stoją one na scenie, dopóki nie skończymy setu, najczęściej jest to kilka spektakli. Tutaj
w siedzibie teatru gramy również na scenie w bistro, ale to już nie jest problematyczne, bo wszystko wynosimy ze swojego magazynu. 

M: Jaka była Twoja najmilsza realizacja? Taka, w której wszystko szło gładko?

Zuzanna: Bardzo dobrze wspominam produkcję “Matyldy”, może ze względu na nasze obawy co do współpracy z dziećmi, a okazało się to być bardzo miłe doświadczenie. Dzieci były bardzo zaangażowane, cieszyły się, że mogą wystąpić
w teatrze.

M: A spektakl, w którym było dużo problemów, a mimo wszystko okazał się sukcesem?

Zuzanna: Najmilej wspominam wyjazdy z przedstawieniem impresaryjnym “Aktorzy żydowscy” z Teatru Żydowskiego, jako że był to spektakl improwizowany. Mieliśmy duży problem z tłumaczeniem go na język słowacki, a kiedy tam pojechaliśmy, okazało się, że publiczność bardzo dobrze rozumie język polski i to był wielki sukces na festiwalu. Spektakl spotkał się z naprawdę ciepłym przyjęciem. Dlatego najmilej wspominam wyjazdy z impresariatem, kiedy publiczność reagowała na niego bardzo entuzjastycznie. Ostatnio produkowałam mikromusical, mieliśmy bardzo dużo problemów logistycznych, ponieważ dużo się działo wtedy w teatrze. Cała technika zajęta była innymi działaniami na scenie, ale powiedziałam nawet dyrekcji, że
w porównaniu z impresariatem to jest mały pikuś. Bo na wyjeździe byłam
z kilkorgiem tylko techników, którzy są w nowym teatrze, którego nie znają i wtedy pojawiają się problemy, np. wszystko trzeba postawić w jeden dzień. Więc pod tym względem  produkcja jest mniej stresująca, bo jest też większa kumulacja wszystkich zdarzeń.

M: Czy masz jakieś marzenia odnośnie swojej pracowni? Jakbyś widziała swoją wymarzoną pracownię?

Zuzanna: Najbardziej marzyłabym o pracowni modelatorskiej, bo to jest największy problem. Czasem pojawiają się jakieś rekwizyty, które zdolny modelator zrobi w kilka minut, a tutaj musimy zlecać je na zewnątrz i robi się z tego duży problem.

M: Ostatnie pytanie, czy istnieje życie poza teatrem?

Zuzanna: Kiedyś pracowałam w telewizji i po dwóch latach stwierdziłam, że to jednak nie jest dla mnie. Zaletą pracy w teatrze jest na pewno to, że widać efekt tej pracy. Mamy premierę, przychodzą ludzie, a my widzimy koniec naszej pracy, to, że coś udało się zrobić. Myślę, że w wielu innych pracach nie jest to aż tak widoczne. 

M: Dziękuję za wywiad 

 

 

WTT – i co dalej? – Projekt sfinansowany z programu Dziedzictwo Kulturowe Warszawy BK m st. Warszawy