Magazyn kostiumów

Rozmowa z Anetą Połońską, garderobianą

 

Od ilu lat jest pani w teatrze w Radomiu?

Aneta Połońska: Od siedmiu lat.

 

A co pani robiła wcześniej?

A.P.: Imałam się różnych rzeczy, trochę w handlu, trochę w działalności gospodarczej.

 

A co sprawiło, że została pani na dłużej w teatrze?

A.P.: Po prostu lubię tę pracę. Lubię pracować z aktorami, ciągle się coś nowego dzieje.

 

Oprócz pani, ile jeszcze garderobianych zatrudnia teatr?

A.P.: Oprócz mnie jest jeszcze jedna koleżanka, Anna Zielińska.

 

Proszę opowiedzieć, tak jak zupełnemu laikowi, jak wygląda praca garderobianej.

A.P.: Ludziom to zawsze się myli, bo myślą że garderobiane odbierają garderobę przy wejściu do teatru (śmiech) No nie! My, na każdy dany spektakl dostajemy konkretny kostium danego aktora. Tymi kostiumami się opiekujemy, składujemy je w magazynach, przygotowujemy je do założenia przed spektaklem, pierzemy, prasujemy. Pomagamy aktorom przy szybkich przebiórkach. Jesteśmy zawsze w kulisach, by aktorom pomagać kiedy muszą szybko się przebrać. Aktor czy aktorka, gdy zajmuje się swoją rolą, nie myśli o niczym innym. Musimy więc pilnować by nie zapominali o zmianach strojów. Po drugie, kiedy coś się popruje lub popsuje, to  jesteśmy z igłą i nitką i naprawiamy, przyszywamy. Nikt na scenie nie powinien się przejmować brakiem guzika.

 

Czyli można powiedzieć, że to nie tyle praca z kostiumem, co z człowiekiem.

A.P.: Z człowiekiem, tak! Kostium należy do postaci, a postać do aktora. My za to pilnujemy, czy ma on mieć czerwone, czy niebieskie skarpetki.

 

Czy pamięta pani jakiś spektakl, który był szczególnym wyzwaniem z perspektywy pani pracy?

A.P.: Tak, to nasza „Doris Day”. Spektakl na trzydzieści aktorów, każdy z nich miał po trzy-cztery kostiumy, a nasza główna aktorka, tytułowa Doris, na każdej piosence miała inny strój. Łącznie ze zmianą butów, peruki i sukienki. Przy takiej aktorce pracują trzy osoby, nieraz cztery. Każdy ruch musi być zaplanowany, jeśli ktoś się na chwilę zagapi, to aktorka nie zdąży wyjść na swoją kwestię. Wtedy rzeczywiście, aktorzy pomagają sobie nawzajem, ale to bardzo stresująca sytuacja dla wszystkich. Każde wejście i zejście aktora ze sceny musi być przez nas opanowane i nauczone na pamięć. Trzeba stworzyć sytuację komfortu dla aktora, by nie był nerwowy. Bo jeśli jest nerwowy, to i ciężki w przebiórce.

 

Pani jako jedna garderobiana, za ile kostiumów może być odpowiedzialna w spektaklu?

A.P.: Ja odpowiadam za każdy kostium. Jeśli jest w przedstawieniu np. 6 osób, to jest przy nim jedna garderobiana i odpowiada za wszystko. To czy nas jest dwie czy jedna, zależy od tego czy mamy szybkie przebiórki. Jeśli nie mam szybkich zmian, to jestem w stanie sobie poradzić nawet ze spektaklem na trzydzieści osób.

 

Czy czuje pani że po pandemii życie teatralne wróciło już do normy?

A.P.: Tak, wróciło. Gramy na dużej scenie po dwa-trzy spektakle, na małej też, do tego dochodzi jeszcze scena „Fraszka”. Może nie jest tak dużo spektakli, jak bywało wcześniej. Ale to powoli wraca do normy, mam nadzieję że na długo, bo bardzo lubię tę pracę.